Ciąża a praca…
Ciąża a praca…no właśnie jak to jest?!
Dzisiaj zadałam wam pytanie na moim Instagram jak to było u was z pracą, a także jaka była reakcja waszego pracodawcy.
Jak wiadomo, każda ciąża jest inna i nie każdy może sobie pozwolić na pracę jak i nie każdy może sobie pozwolić na L4. Postanowiłam więc opisać wam jak było u mnie, a niestety nie było kolorowo. Zanim zaszłam w ciążę u swojego obecnego pracodawcy pracowałam już 3 lata. Niestety mimo tego nie udało mi się uzyskać umowy na czas nieokreślony (Reguluje mnie karta nauczyciela, więc przepisy są inne niż w prawie pracy). Postanowiliśmy z mężem, że nie ma sensu czekać na stałą umowę bo lata lecą, a na pewno później jakoś się wszystko ułoży (szkoda, że nie przemyślałam szybciej dlaczego nie mam umowy na stałe;/). O ciąży wiedzieliśmy z mężem od samego początku. Był to okres wakacji, a z racji mojego zawodu miałam przerwę wakacyjną. Kiedy byłam w ponad 8 tygodniu ciąży postanowiłam poinformować mojego pracodawcę o cudownej dla mnie nowinie. Chciałam oczywiście dogadać kwestię dalszej pracy, nowej umowy itp.
Jak się okazało nowina była cudowna tylko i wyłącznie dla mnie i prawie zostałam zwolniona z pracy (ale wtedy jeszcze się nie zorientowałam, byłam w amoku). W trakcie miłej w sumie rozmowy usłyszałam, że najlepiej jak pójdę na L4 bo wtedy będę miała wszystko płacone, a nowej umowy nie dostanę bo ciąża zawsze jest problematyczna. Zanim zorientowałam się o co chodzi (bo rozmowa była miła wbrew pozorom i nie wskazywała to co wyżej napisałam) minął jeden dzień. Zadzwoniłam więc do księgowej z zapytaniem jak to jest z macierzyńskim itp. i usłyszałam w słuchawce telefonu, abym pamiętała o zapłaceniu ubezpieczenia, gdyż od 1 września nie będę pracownikiem mojej szkoły. No wtedy przyznam nogi mi się ugięły i nie czytając jeszcze nic na ten temat, wydusiłam, że kobiety w ciąży chyba zwolnić nie można. W odpowiedzi usłyszałam, że wszystko zostanie ponownie sprawdzone i otrzymam informację zwrotną. Zanim otrzymałam informację zwrotną sama już się wszystkiego dowiedziałam. Oczywiście kobiety w ciąży zwolnić nie można, ale tylko wtedy gdy przekracza 12 tydzień ciąży, kiedy kończy się umowa na czas określony. Jakie było moje szczęście, że akurat byłam powyżej tego tygodnia. Pojechałam więc ponownie do pracy. Usłyszałam wtedy, że moja umowa zostanie przedłużona do czasu porodu, ale najlepiej jak pójdę na L4.
Wyobraźcie sobie co ja wtedy czułam (chociaż na tym nie koniec). Pracowałam tam już 3 lata i naprawdę myślałam, że po rozmowie dostanę umowę na stałe, abym mogła wrócić do pracy. Wydawało mi się, że jestem dobrym pracownikiem, że mój pracodawca jest ze mnie zadowolony, że ciąża nie będzie powodem do powiedzenia komuś tak po prostu spier….. Niestety myliłam się bardzo.
Po 3 tygodniach i ważnej wizycie u lekarza, kiedy zbliżał się początek roku szkolnego pojechałam do pracodawcy z informacją, że nie chcę iść na L4, że chcę pracować ponieważ nie jest to moje jedno źródło utrzymania i nie mogę sobie na to pozwolić. I wtedy zupełnie zmienił się stosunek do mojej osoby. Usłyszałam wtedy, że myślę tylko o sobie (nie wiem o kim miałam jeszcze myśleć??), że nie ma dla mnie etatu, a muszę go dostać itp. Wyszłam po tej rozmowie tak skołowana, zdołowana, poniżona. Chyba pierwszy raz w życiu poczułam się taka bezwartościowa ( a przynajmniej nie pamiętam kiedy tak się czułam). I mimo, że starałam sobie jakoś to wytłumaczyć to nie potrafiłam. Pierwszy raz poczułam się dyskryminowana…dyskryminowana z powodu ciąży;/. Nie wiem co robiłam w tej pracy taki okres czasu, skoro tak po prostu zostałabym zwolniona. Gdyby nie 12 tydzień zostałabym bez żadnych świadczeń…był to naprawdę trudny czas dla mnie. Pełen przemyśleń, zwątpienia we własną osobę.
Niestety to nie był koniec moich problemów. Kiedy 3 września przyniosłam zaświadczenie od lekarza o potrzebie zwolnienia mnie z dyżurów na przerwach szkolnych, rozpętała się burza pomiędzy mną a moim pracodawcą. Pierwszy raz odważyłam się powiedzieć o zaprzestaniu dyskryminacji. Dostałam reprymendę i dobitnie usłyszałam, że gdyby nie 12 tydzień to zostałabym bez pracy… wyszłam zapłakana, roztrzęsiona i pierwszy raz wystraszyłam się o zdrowie moje dziecka. Tak silny stres odbił się na mnie dwudniowymi bólami brzucha. Uwierzcie, że naprawdę się bałam, nie myślałam już wtedy o sobie, ale o tej małej istocie i nie wiedziałam co ja mam ze sobą zrobić. Pozostało mi wrócić na lekcję i robić swoje. Następnego dnia zostałam co prawda przeproszona za zaistniałą sytuację i usłyszałam słowa “Żebyś nie myślała tylko o tych złych rzeczach o mnie… Pamiętaj, że jednak to ja Cię tutaj zatrudniłam”.
Więc tak sobie myślę w jakim celu zostałam tam zatrudniona?? Tego nie wiem…wiem tylko tyle, że gdybym miała jeszcze raz wybór, to nie podjęłabym się tej pracy. Oczywiście poznałam tutaj wspaniałych ludzi, mogłam, a w zasadzie dalej mogę być przykładem dla dzieci i młodzieży. Jednak straciłam czas, w którym być może mogłam się rozwinąć, zaryzykować pomyśleć o sobie… wydawało mi się, że ta praca daje mi zabezpieczenie na przyszłość. Jednak tylko mi się wydawało.
Mimo wszystko człowiek uczy się na błędach, staję się “chyba” silniejszy po czasie. Mam tylko nadzieję, że to wszystko nie wpłynęło w żaden sposób na małego Borysa;p. Pisząc to czuję jego ruchy, więc może się denerwuje:))
Co do pracy to będę pracować tyle na ile pozwoli mi moje zdrowie bo teraz to już patrzę nie tylko na siebie, ale na nas:*:)
:**